Paweł Poncyljusz dla „Wprost”: 28 czerwca jest realnym terminem wyborów. Wszystkim siłom politycznym w Polsce powinien pasować

Paweł Poncyljusz dla „Wprost”: 28 czerwca jest realnym terminem wyborów. Wszystkim siłom politycznym w Polsce powinien pasować

Paweł Poncyljusz (fot. A. Wiktor)
Albo mogą batem i pejczem wszystkich nas zapędzić na wybory, albo mogą rozmawiać z nami jak z ludźmi – mówi Paweł Poncyljusz, poseł Koalicji Obywatelskiej.

Kiedy będą wybory?

Mam przekonanie, że 28 czerwca jest bardzo realnym terminem. Wydaje mi się, że wszystkim siłom politycznym w Polsce powinien pasować. Tylko jest kwestia dojścia do tego w sposób cywilizowany, biorąc pod uwagę, że ustawa o wyborach jest mocno dziurawa i jest blankietem, do którego można sobie powpisywać różne daty, terminy. To jest mało demokratyczne i przejrzyste.

Czyli rozumiem, że pana zdaniem w sposób niecywilizowany postępują rządzący.

Wszystko jest w ich rękach. Albo mogą batem i pejczem wszystkich nas zapędzić na wybory, albo mogą rozmawiać z nami jak z ludźmi. Wystarczy odezwać się ludzkim głosem, zaprosić przedstawicieli partii opozycyjnych na rozmowę do gabinetu marszałka Terleckiego, zaprezentować pewien plan działania. Pokazać dobrą wolę wpisując do ustawy terminy nie pozostawiające dowolności marszałek Sejmu.

Wtedy wiedzielibyśmy ile mamy dni na rejestrację kandydata i zebranie podpisów. To pokazywałoby dobrą wolę ze strony rządzących i realną troskę, żeby wyjść z twarzą z tego impasu wyborczego. A mam takie poczucie, że dziś to jest walenie kijem po klatce, żeby przeciwnik jak najbardziej wyszczerzył kły i robił się nerwowy, żeby można było to sfilmować i pokazać w programach informacyjnych TVP. Wtedy powstaje obrazek, że opozycja jest nerwowa, groźna i ma wielkie kły.

To się dzieje też w przypadku Rafała Trzaskowskiego? PiS uderza prętem po klatce, żeby przysłowiowa małpa podskakiwała?

Bardziej dziki zwierz, nie małpa. Prawda jest taka, że gdyby PiS poszło na całość w sprawie terminu wyborów 10 maja, to mielibyśmy już wszystko domknięte. Wnioskuję, że jeśli Jarosław Kaczyński podjął decyzję, że odsuwamy wybory i zmieniamy ich formę na mieszaną, to wiedział co robi i chciał powrócić do polaryzacji sceny politycznej według zasady my – patrioci, oni – zdrajcy. Bo wokół tego można konsolidować swoich wyznawców, czytaj wyborców.

W momencie, kiedy pretendentów do konkurowania z Andrzejem Dudą było więcej, nie wiadomo było kto wróg, kto przyjaciel. Teraz Jarosław Kaczyński dokonał łatwego podziału świata. Jak to się mówi w świecie napojów, świat dzieli się na czerwonych i niebieskich, czyli na tych z Coca Coli i tych z Pepsi. To jest wygodne z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego. O wiele trudniej byłoby mu się zmagać jeszcze z Kosiniakiem-Kamyszem i Hołownią.

Ten spór jest łatwy do opisania dla wyborców Andrzeja Dudy. Można na jednym wydechu wyliczyć pięć argumentów, dlaczego Rafał Trzaskowski jest zły.

One są na tyle perfidnie skonstruowane, że też na jednym wydechu nie da się z tego wytłumaczyć. To jest cała finezja tego zabiegu.

To kto jest Coca-Colą, a kto Pepsi w tych wyborach?

Ja tylko pokazuję, że paradoksalnie świat napojów jest jasno określony i raz jest więcej niebieskiego, raz więcej czerwonego. To wszystko ewoluuje i jest sinusoidą. Zależy, kto przeprowadzi lepszą kampanię reklamową w danym momencie i z iloma lodówkami dojedzie do sklepów i restauracji.

A na dzisiaj kto robi lepszą kampanię? Widać trend wzrostowy u Rafała Trzaskowskiego.

Jestem wobec tego pokorny. Będę się cieszył, jeśli sondaże Rafała przeskoczą sondaże Platformy Obywatelskiej sprzed COVID-u. Jeżeli skoczą powyżej 27 proc., które miała PO w tamtym czasie, to będzie duży postęp. Dzisiaj trzeba się cieszyć, że wyborcy Platformy odzyskali wiarę w kandydata PO. Wszyscy wiemy, że odsunięcie Andrzeja Dudy od władzy uruchomi całą reakcję łańcuchową, niekorzystną dla PiS-u a korzystną naszym zdaniem dla Polski i środowisk nie zgadzających się na to, co wyczynia PiS, jak zawłaszcza państwo w każdej dziedzinie.

Źródło: Wprost