Hołownia i Tanajno marzą o własnych partiach. Wszystko sprowadza się do pieniędzy

Hołownia i Tanajno marzą o własnych partiach. Wszystko sprowadza się do pieniędzy

Paweł Tanajno
Paweł TanajnoŹródło:Newspix.pl / Krzysztof Burski
Antysystemowi kandydaci w tegorocznych wyborach prezydenckich zamierzają założyć własne organizacje polityczne.

Paweł Tanajno stawia na partię polityczną pod nazwą Strajk Przedsiębiorców, której trzonem mają być uczestnicy ostatnich protestów. Jeżeli ktoś wierzył, że demonstracje przedsiębiorców pod wodzą kandydata na prezydenta nie miały charakteru akcji kampanijnej, to właśnie powinien wyzbyć się tych złudzeń.

Szymon Hołownia z kolei zamierza powołać ruch społeczny. To o tyle oczywiste, że Hołownia w swojej narracji postawił na krytykę istniejących partii politycznych. Sam zatem na razie nie może założyć partii. Ale w przyszłości niechybnie to zrobi, o ile będzie przed nim jakaś przyszłość.

Prędzej czy później tak kończą wszyscy antysystemowcy. System ich korumpuje.

Najsłynniejszy antysystemowiec i krytyk partii politycznych Paweł Kukiz właśnie czeka na rejestrację partii K15. Zatem obiema nogami będzie już tkwił w systemie. Pierwszy krok zrobił wchodząc do Sejmu z listy PSL czyli partii zanurzonej w systemie po czubek nosa. Rejestracja własnej formacji partyjnej wieńczy dzieło.

Przed nim tę drogę przeszła Platforma Obywatelska, która na początku też była ruchem społecznym. Wytrwała w tej formie organizacyjnej rok, po czym założyła partię bo uznała, że bez pieniędzy budżetowych (ruchy społeczne nie dostają ani dotacji z budżetu ani zwrotu kosztów kampanii, bo przysługuje to wyłącznie partiom politycznym) nie może skutecznie konkurować o wyborców.

Zarówno liderom Platformy, jak i Kukizowi, trudno wypominać, że zachowali się pragmatycznie bo faktycznie nie da się skutecznie konkurować z organizacjami, które na działalność statutową dostają dziesiątki milionów złotych rocznie z budżetu państwa. Nie można też mieć do nich pretensji, że na początku wykorzystali niechęć obywateli do partii politycznych, by wedrzeć się na scenę polityczną. Nie mieli pieniędzy, to przynajmniej skorzystali z argumentu, że są spoza systemu i będą zachowywać się inaczej, niż ci, którzy już sprawowali władzę.

Ale koniec końców ruchy społeczne kończą jako partie, bo wszystko do pieniędzy się sprowadza.

Źródło: Wprost