Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Wybierasz się do banku? Trzymaj się za portfel!

Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Wybierasz się do banku? Trzymaj się za portfel!

Pusty portfel
Pusty portfel Źródło:Fotolia / Kenishirotie
W powszechnej opinii niespłacanie zobowiązań wobec instytucji finansowych uznawane jest za nieetyczne. Czy warto się tym przejmować? Nie bardzo.

Jeśli na dodatek, zaniechanie spłaty bankowych kredytów jest wykonywane z premedytacją, można się spotkać z zarzutem, że działamy niemoralnie. Tak? To przyjrzyjmy się bliżej drugiej stronie. Zobaczą Państwo, jak bardzo banki odjechały od pierwowzoru, kiedy powstawały jako instytucje zaufania publicznego.

Niech mottem niniejszej publikacji będzie poniższe ostrzeżenie:

„Nigdy nie wierz bankowi!”

Na ten temat niemal każdy klient banku ma coś do opowiedzenia. Bardzo groźne są m.in. obietnice bez pokrycia. Szukamy kredytu hipotecznego, mamy na to określoną ilość czasu – bo na przykład zdążyliśmy już wpłacić zadatek na zakup mieszkania, który przepadnie jeśli w terminie nie przystąpimy do ostatecznej umowy. „Doradca” w banku nas zapewnia, że na pewno stosowny kredyt dostaniemy. Potem się okazuje, że jednak coś nie wyszło. Zadatek przepadł. Ten „doradca” działał wyłącznie we własnym interesie. Gdyby powiedział prawdę, że decyzja może będzie za 3-4 tygodnie, a do tej pory nic nie może obiecać, to klient na pewno szukałby finansowania także w innych bankach. A jeśli tak będzie, to „doradcy” grozi utrata prowizji za kredyt, który być może jest do załatwienia. W pełni opłacalne jest więc nakłamać klientom, że sprawa na pewno zakończy się sukcesem.

Takich „wypadków przy pracy” znam wiele. Strat poniesionych w ten sposób przez klientów oczywiście nikt nie pokryje. Ale są też stosowane przez bankowych „doradców” (czytaj: naciągaczy) inne niecne sztuczki.

Lichwa w promocji

Bardzo często się zdarza inna sytuacja. „Doradca” prowadzi daną sprawę i udaje mu się uzyskać pozytywną decyzję na kredyt. Niemniej jednak, warunki jego zaciągnięcia znacząco się różnią od ustalonych z kredytobiorcą na etapie składania wniosku. W przypadku, kiedy środki są niezbędne w określonym czasie, klient zostaje postawiony pod ścianą: jak nie podpisze umowy z bankiem, może ponieść dużo większe straty, co zdarza się dość często np. przedsiębiorcom.

Żeby nie było tylko o teorii, przedstawię Państwu stosowny przykład. Sprawa dotyczy mojego klienta, który właśnie w ten sposób został „załatwiony”. Kredytu o poniższych parametrach udzielił Idea Bank. Zapoznajmy się zatem z warunkami. Oto dane z umowy kredytowej – mam ją przed sobą, pisząc ten tekst.

  1. Kwota na finansowanie bieżącej działalności 270 000 PLN
  2. Ubezpieczenie Bezpieczny Podatnik 97 200 PLN
  3. Przeniesienie własności środków pieniężnych na zabezpieczenie wierzytelności Banku 27 000 PLN
  4. Opłata prowizyjna z tytułu gwarancji spłaty kredytu de minimis, udzielanej przez BGK 810 PLN
  5. Prowizja za udzielenie kredytu 60 750 PLN

Pozycja nr 4 opłacona była gotówką. Reszta opłat weszła w kwotę kredytu, co daje nam taki wynik:

  • Całkowita kwota kredytu 454 950 PLN,
  • Z czego klient uzyskał 270 000 PLN
  • Koszty doliczone przez Bank 184 950 PLN (tj. 40,7% kwoty kredytu!)
Czyż to nie jest rozbój w biały dzień?

Sprawa ta zakończyła się w sposób przewidywalny. Klient po pewnym czasie się poddał. Nie był w stanie spłacać potężnych rat. Trafił do mnie i jesteśmy obecnie na etapie sporu sądowego.

Kolejna manipulacja, czyli „wpłata uwierzytelniająca”

Ofiary bankowych sztuczek dość często popadają w problemy finansowe. Czasem są to zmasowane akcje, typu opcje walutowe, kredyty „frankowe”, czy sprzedaż poliso-lokat. Kiedy w pewnym momencie zaczyna brakować środków na spłatę rat i powstają zaległości, kredytobiorca ufny, że bank mu pomoże – zwraca się z prośbą o restrukturyzację. Na takie przypadki banki opracowały inną, niecną sztuczkę.

Kredytobiorcy zazwyczaj próbują dogadać się z bankiem poprzez rozmowy z wyznaczonymi osobami. Czasem też jest to próba porozumienia się na drodze korespondencji mailowej. Zwykle w takich sytuacjach pojawia się hasło, aby klient celem uzyskania ugody z bankiem (harmonogram z niższymi ratami) dokonał tzw. „wpłaty uwierzytelniającej”. Jest to zazwyczaj znacząca kwota, np. kilka tysięcy złotych. Wedle opinii bankowego konsultanta jest to warunek konieczny, aby bank zgodził się na restrukturyzację.

Ciąg dalszy jest łatwy do przewidzenia. Klient staje na głowie, pożycza daną kwotę i wpłaca ją na wskazane konto, a i tak do żadnej ugody nie dochodzi. Problem powstaje wtedy, że w danym momencie kwota „wpłaty uwierzytelniającej” może stanowić niemal majątek dla kredytobiorcy. No i w ten sposób pozbywa się też środków na opłacenie obrońców, czyli na prowadzenie działań antywindykacyjnych – bo innej drogi nie ma, jeśli do ugody z bankiem nie dochodzi.

Tę haniebną taktykę banki stosują często przy problemach dłużników ze spłatą kredytu hipotecznego. Nie dajcie się na to złapać!

Tytuł egzekucyjny w tempie Pendolino

Z poprzednich części Poradnika już Państwo wiedzą, że czas od zaprzestania spłaty kredytu do ewentualnej wizyty komornika - to nie mniej niż trzy lata. Oczywiście pod warunkiem, że dłużnik jest cały czas aktywny. Tę wiedzę posiadają także bankowcy. Aby znacząco skrócić ten czas, bardzo często wykonują następujący numer: w treści pozwu do sądu podają historyczny adres kredytobiorcy. Pozew więc trafia na adres, pod którym dłużnik dawno nie mieszka, przesyłka ta nie zostaje przezeń odebrana. W konsekwencji sprawa sądowa bardzo szybko się kończy wyrokiem niekorzystnym dla kredytobiorcy. Bank występuje o klauzulę wykonalności, po czym udaje się do komornika. A ten najpierw ściąga kasę z konta dłużnika, potem dopiero wysyła stosowną korespondencję do swojej ofiary, czyli tzw. ZOWE (Zaświadczenie o Wszczęciu Egzekucji).

Za ten podły czyn, bankowi nic nie grozi. Może tylko wygrać. Jeśli bowiem klient odbierze korespondencję – wracamy do punktu wyjścia, czyli sprawa będzie prowadzona w trybie normalnym. Ale jeśli nie odbierze i nawet wie, jak można się bronić (trzeba złożyć do sądu stosowny wniosek o przywrócenie terminu), pozbawiony kasy – może nie mieć środków na profesjonalną obronę.

To tylko bardzo krótki przegląd niemoralnych, czy wręcz szubrawych działań, jakie na co dzień stosują banki. Bez żadnych negatywnych dla siebie konsekwencji.

Dlatego też odpowiadam wszystkim moim adwersarzom: mam w głębokim poważaniu wasze umoralniające gadki, na temat wątpliwej uczciwości działań antywindykacyjnych. Najpierw przyjrzyjcie się z bliska czynom drugiej strony. I na ten temat proponuję na początek porozmawiać.

W następnym odcinku Poradnika omówię podobny aspekt sprawy, ale od strony działań firm i kancelarii windykacyjnych. Ta część ukaże się pod tytułem:

„Antywindykacja kontra windykacja”
Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”
Artykuł został opublikowany w 29/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.