„Działamy jak w stanie wojny”. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, diagności – najbardziej wpływowi Polacy 2020

„Działamy jak w stanie wojny”. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, diagności – najbardziej wpływowi Polacy 2020

Pracownicy służby zdrowia w tym roku są najbardziej wpływowymi Polakami „Wprost”
Pracownicy służby zdrowia w tym roku są najbardziej wpływowymi Polakami „Wprost” 
„Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele, tak nielicznym”. Te słowa Winstona Churchilla o polskich pilotach walczących w bitwie o Anglię pasują dziś do polskich medyków, pielęgniarek, ratowników medycznych, diagnostów laboratoryjnych, którzy są na pierwszej linii frontu walki z COVID. To oni są zwycięzcami tegorocznego rankingu 50 najbardziej wpływowych Polaków.

Walka z epidemią w Szwecji ma twarz Andersa Tegnella, którego decyzjom podporządkowują się politycy. W Stanach ma twarz Anthony’ego Fauciego. W Korei dr Jung Eun-kyeong. W Polsce jednej twarzy nie mamy. Są tysiące zwykłych twarzy niezwykłych ludzi: lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, diagnostów laboratoryjnych pobierających i badających wymazy. To od ich wiedzy, empatii i chęci pomocy - mimo niedostatków systemu ochrony zdrowia – dziś w dużej mierze zależy, czy i jak przeżyjemy ten rok. I to do nich należy pierwsze miejsce na Liście 50 najbardziej wpływowych Polaków 2020.

Czytaj też:
Lista 50 najbardziej wpływowych Polaków

Polowy Narodowy

Jeszcze miesiąc temu nikomu się nie śniło, że na Stadionie Narodowym będzie powstawał szpital polowy. Gdy tę wieść ogłoszono, od razu pojawiły się pytania: „Skąd łóżka, respiratory, tlen, a przede wszystkim lekarze i pielęgniarki?”. Dzień po ogłoszeniu, że szpital na Narodowym powstanie, doktor Artur Zaczyński, który ma koordynować jego organizowanie, powiedział, że chętni do pracy już są, a odzew medyków przekroczył oczekiwania dyrekcji szpitala MSWiA, którego „Szpital Narodowy” ma być filią.

O polskich lekarzach zawsze się mówiło, że są bardzo dobrze wykształceni i - z powodu ciągłego braku pieniędzy w systemie ochrony zdrowia - przyzwyczajeni do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. W czasie epidemii sprawdzali się w tych najtrudniejszych. Warto przypomnieć misję polskich medyków w Lombardii z kwietnia tego roku (koordynowaną przez Wojskowy Instytut Medyczny), gdy koronawirus wymknął się tam spod kontroli. Polscy medycy pojechali, by pomagać Włochom, ale też nauczyć się postępowania z najcięższymi przypadkami COVID-19. W Polsce od początku nie tylko zmagali się z koronawirusem, ale też z brakiem sprzętu, ubrań ochronnych i dobrej organizacji.

Zamknięte i otwarte gabinety

Pandemia to jednak nie tylko szpitale i COVID, ale także gabinety lekarzy rodzinnych i specjalistów, teleporady i wizyty osobiste. To diagnostyka raka, nadciśnienia, miażdżycy, cukrzycy, chorób serca, nerek i setek innych, które nie skończyły się w okresie pandemii.

Wielu lekarzy w okresie lockdownu zamykało gabinety i przyjmowało tylko w formie teleporad. Niektórzy wręcz sami brali zwolnienia lekarskie, obawiając się zakażenia. Ale byli też tacy, którzy przyjmowali, także osobiście, przez cały okres lockdownu. Lekarz rodzinny: „Jak mogłem nie przyjąć pacjentów, którzy alarmowali, że ich lekarz nie przyjmuje, a oni mają nadciśnienie lub kłopoty z oddychaniem? Dziś wyjątkowo liczy się człowieczeństwo”.

Codzienność

Lekarz nr 1. Opis dnia:

„Właśnie wróciłem do domu po 24 godzinach pracy. Zmęczony, zdenerwowany, wściekły, bezradny. Na 8:00 do przychodni A. 1 porada: izolacja w związku z Covid. 2 porada: oczekiwanie na wynik wymazu. 3 porada: podejrzenie Covid, skierowanie na wymaz. 4 porada: telefon pacjenta z dodatnim wynikiem testu. 5 porada: uffff, zwykłe nadciśnienie. W międzyczasie system gabinet.gov.pl pada kilkukrotnie.

Jadę do przychodni B. Umówiłem się z pacjentem na zdjęcie holtera, przecież inne choroby nas nie opuściły. Przychodnia C, zastępstwo, dziś będę tu jedynym lekarzem. W poczekalni pacjent z żoną, stan poważny. Ubieram się w strój kosmonauty. Diagnoza: ciężka niewydolność oddechowa. Sąsiedzi pacjenta Covid+. Wzywam karetkę, ustalają miejsce, nie ma żadnego na oddziale wewnętrznym w promieniu 50 km. Pacjent przestaje oddychać, przestaje bić serce. Adenalina, udaje się go przywrócić do życia. Podwójna radość: pierwsza, że żyje, druga, że teraz wymaga pobytu na oddziale intensywnej terapii, gdzie miejsce jest bliżej. (…) Telefon, pacjent w ciężkim stanie. Jadę do jego domu ubrany w konieczne środki ochrony. Stan ciężki: gorączkuje, kaszle, odwodniony, niewydolny oddechowo. Wzywam karetkę. Panowie nie zabierają pacjenta, bo nie mają dokąd, zagrożenie zgonem podczas objazdu województwa w poszukiwaniu miejsca w szpitalu. Nie mam wyjścia, muszę podjąć leczenie w domu. Stosuję kilka metod z leczenia hospicyjnego, nie mam możliwości podłączenia tlenu, bo skąd. (…)

Jadę na nocny dyżur do szpitala. Zaburzenia rytmu serca, biegunki, bóle brzucha, złamanie podstawy czaszki i zespoły abstynencyjne, wczoraj przecież były imieniny Jadwigi, trzeba się było skuć jak świnia na cześć żony czy bratowej. Leczę pokornie, pacjentom nie mówię nic oceniającego. Północ, zjadam zakupionego przed południem 7daysa, znajduję chwilę na różaniec, który i tak idzie mi z oporem, a zamiast odmawiam. Dzwonek stawia mnie na równe nogi (…)”.

Lekarz nr 2: Doktor Grażyna Cholewińska-Szymańska, ordynator w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie alarmuje: - Jeśli stan pacjenta na to pozwala, odłączamy go od respiratora na 2-3 godziny, by na ten czas podłączyć do respiratora innego chorego.

Lekarz nr 3, kardiolog, w którego szpitalu powstaje oddział covidowy: - Odwołaliśmy wszystkie zabiegi planowe, ale na jak długo można je odwołać? Ile osób z tego powodu umrze? Działamy jak w stanie wojny. Ochrona zdrowia wynikająca z wieloletnich zaniedbać finansowych, edukacyjnych, systemowych staje się powoli niewydolna.

Lekarz nr 4, kardiolog, leczy pacjentów z chorobami rzadkimi, którzy nie mogą czekać na koniec pandemii: - Dajemy pacjentom swoje maile, numery telefonów, żeby dzwonili, gdy coś się dzieje. Mój dzień pracy? Nigdy się nie kończy.

Źródło: Wprost