Weto Polski do budżetu UE. „Przesunęliśmy się właśnie na kolejny krąg bliżej piekła”

Weto Polski do budżetu UE. „Przesunęliśmy się właśnie na kolejny krąg bliżej piekła”

Śniadanie na unijnym szczycie w Brukseli
Śniadanie na unijnym szczycie w Brukseli Źródło: Twitter / @PrebenEUspox
Spór o to, czy rząd może użyć weta na szczycie UE jest kolejną bitwą w tej samej wojnie. Nie zauważamy, że dziś dyskusja w Unii jest na kompletnie inny temat.

W Polsce dyskusja o obecnych negocjacjach w Unii na temat nowego budżetu UE, funduszu odbudowy oraz powiązania ich z mechanizmem praworządności zamyka się właściwie w jednym słowie – weto. Rząd, większość sejmowa, na wyścigi licytują się, kto złoży ostrzejszą deklarację o tym, że porozumienie unijne należy odrzucić. Opozycja prześciga się w retoryce o tym, że rząd w rozmowach z Brukselą słowa na „w” nawet nie powinien wymawiać – nie mówiąc już o korzystaniu z tego instrumentu, który przecież jest wpisany do traktatów unijnych.

Słuchając tych wypowiedzi, można odnieść wrażenie, że dyskusja o wecie stała się celem samym w sobie. Jakby cała nasza obecność w UE sprowadzała się do tego, czy weta użyć, czy jednak nie. Tymczasem weto to tylko narzędzie. Jedno z wielu, które mają do dyspozycji kraje należące do Unii. Upraszczając, sytuacja trochę jak z rozkręcaniem regału – czasami używa się do tego małego śrubokrętu, czasami dużego, a czasami trzeba wziąć młotek i po prostu walnąć, bo inaczej elementy się nie rozłączą. Tak samo prowadzi się rozmowy w Unii. Czasami niektóre kwestie wystarczy wyregulować niewielkim śrubokrętem, czasami wymagają one dokręcenia większym narzędziem. Ale zawsze mieć pod ręką młotek, na wypadek, gdyby się okazało, że śrubokręt nie wystarczy.

Źródło: Wprost