Koniec eldorado Ubera i Glovo w Polsce? „Mniejsi są wyciskani jak cytryny”

Koniec eldorado Ubera i Glovo w Polsce? „Mniejsi są wyciskani jak cytryny”

Dostawca Uber Eats
Dostawca Uber Eats Źródło:Shutterstock / LCV
Lewica nie składa broni i ponownie próbuje zmienić prawo, żeby lepiej chronić restauratorów. We wtorek Adrian Zandberg poinformował, że do Senatu trafi poprawka do Tarczy 6.0, która określa maksymalny poziom prowizji, którą od lokali gastronomicznych mogą pobierać aplikacje takie jak Uber Eats czy Glovo. Wcześniej poprawka przepadła w głosowaniu w Sejmie.

Za „gastronomiczną” poprawką stoją politycy partii Razem. Przygotowany przez nich dokument zakłada nałożenie na popularne aplikacje do zamawiania jedzenia maksymalnego poziomu prowizji, którą mogłyby pobierać od lokali gastronomicznych. Chodzi m.in. o pośredniczące między restauracjami a klientem Uber Eats czy Glovo. W tej chwili wysokość prowizji od zamówienia nie jest regulowana prawnie i może wynosić nawet 30 proc. jego wartości. Do tego dochodzą jeszcze opłaty dodatkowe, które pobiera się od zamawiającego jedzenie.

Poprawka Zandberga już w ubiegłym tygodniu trafiła do Sejmu, ale tam przepadła. Sam jej pomysłodawca mówi o braku „politycznej woli” do wprowadzenia regulacji i stąd ponowna próba jej przeforsowania. Tym razem w Senacie, gdzie sejmowa opozycja jest większością.

– Mam nadzieję, że Senat przyjmie naszą poprawkę. Dla dużej części mniejszych knajpek zamówienia składane przez tę aplikacje są ostatnim źródłem dochodu, ale jednocześnie te ostatnie mają nad mniejszymi przedsiębiorcami dużą przewagę i mogą dyktować własne warunki – mówi w rozmowie z „Wprost” Adrian Zandberg. Tłumaczy, że korporacje stojące za aplikacjami wykorzystują swoją pozycję, a ich praktykami już od dawna interesuje się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Jeśli nie ma państwa stojącego na straży zasad, mniejsi są wyciskani przez większych jak cytryny – dodaje polityk.

Czytaj też:
„Jedna z kelnerek ma pięcioro dzieci”. Jak gastronomia walczy z wirusem

Zandberg wskazuje też, że inicjatywa Lewicy nie jest żadną innowacją. Rozwiązania określające maksymalny pułap prowizji pobieranych przez firmy pośredniczące w zamówieniach funkcjonują z powodzeniem w USA. Górne limity prowizji określiły m.in. Los Angeles i Nowy Jork.

– Chodzi o to, żeby państwo nie umywało rąk i zajęło się tą sprawą. Dlatego warto pokazywać przykłady z USA. Potrzeba odwagi – podsumowuje Adrian Zandberg i podkreśla, że zapis byłby neutralny dla budżetu państwa i nie wymagał żadnych dodatkowych kosztów.

Czytaj też:
Znany warszawski restaurator: Nie będzie apokalipsy w gastronomii

Zamknięcie lokali gastronomicznych z powodu epidemii koronawirusa premier Mateusz Morawiecki ogłosił 23 października. Pozostaną nieczynne co najmniej do 27 grudnia, a jedyną dopuszczalną formą funkcjonowania jest dla nich sprzedaż posiłków na wynos lub w dostawie. To już drugie, po wiosennym lockdownie, ograniczenie działania gastronomii w tym roku.

Czytaj też:
Plan awaryjny PiS, przemoc w pandemii, Jan Paweł II skrzywdził Dziwisza. Co w nowym „Wprost”?

Źródło: Wprost